Nie jestem wegetarianką, ale roślinną kuchnię bardzo cenię, szczególnie za wielką kreatywność i chęć wykorzystania wszystkiego. Dosłownie. Kto z Was np. słyszał kiedyś w domu żeby jeść natkę marchewki? Na targu kupując młodą marchew sprzedawcy zawsze proponują, że odetną mi to zielsko. Inni z kolei dziwią się, że natka w ogóle jest jadalna, a nie trująca. No bo w sumie skąd można o tym wiedzieć ;) Z tego, co doczytałam, to ponoć w samej natce jest dużo więcej składników odżywczych niż w marchewkowym korzeniu. Przy czym polecam natkę młodej marchwi, bo ze starszą może być czasem gorzej.
Przekąski
Chciałabym Wam dziś zaproponować przepis na wegetariański pasztet, który możecie z powodzeniem zaserwować na Wielkanoc. Przepis pochodzi z wegetariańskiej książki „Jadłonomia” Marty Dymek. Dostałam ją w prezencie od kochanego męża (on wie, co kucharenki lubią najbardziej!) i muszę Wam przyznać, że książka jest naprawdę udana i ostatnio się z nią nie rozstaję (wielkie gratulacje i ukłon dla Marty!). I właśnie paradoksalnie mięsożercy mogą z niej bardzo skorzystać, ponieważ jest tu ogrom warzywnych propozycji, więc warto urozmaicić swój jadłospis. Przeczytaj całość
I jeszcze na szybko przepis śledziowy. Od razu zaznaczam, że nie jestem jakimś super wielbicielem śledzi, ale te wyszły według mnie bardzo pyszne, dlatego chciałabym się z Wami podzielić tym przepisem, bo może i dla Was otworzy on śledziową furtkę:) Generalnie po zrobieniu śledzie powinny marynować się w zalewie ok. 3 dni, aczkolwiek śmiało możecie je zrobić jeszcze dziś na jutrzejszy wigilijny stół. Podczas przygotowań zalewy zjadałam co chwila śledzia maczanego w sosie i już na tym etapie było pysznie;) Ilość przypraw jest w tym przepisie tylko wskazówką, jeśli czegoś nie lubicie lub nie macie to pomińcie, jeśli chcecie dodać czegoś więcej to śmiało ;)
Ostatnio pisałam o książce „O jabłkach’. Znalazłam w niej sporo inspiracji, w tym również śniadaniowe. Wyzwanie pt. Jedz śniadanie przed wyjściem z domu wciąż trwa i naprawdę widzę jego zalety. Przede wszystkim mój żołądek przestał mnie informować o swoim istnieniu w drodze do pracy i zaczął współpracować z moją kochaną kawą;) Poza tym czuję więcej energii i zaczynam dzień z mężem przy stole dłuższą pogawędką. Niech to trwa:) Przeczytaj całość
Ostatnio moje czasowe wybory nie składają się już tylko z dylematu pt. napisać w końcu coś na bloga czy zrobić coś innego. Zaczęło się ich mnożyć coraz to więcej ;) A może by tak poćwiczyć coś w końcu (tak, moja wiecznie odchodząca i powracająca motywacja do sportów wszelakich). Może ugotować coś sensowniejszego, może sprawdzić jak powinnam dbać o winogrona rosnące na balkonie lub też zaplanować zbliżające się wielkimi krokami wakacje. Plan zdaje mi się być jak zwykle w rozsypce, na szczęście Gruzja nauczyła mnie dystansu do planów wszelakich ;) Przeczytaj całość
Jakiś czas temu miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach u Liski z kuchni indyjskiej w salonie Miele. To było moje pierwsze takie spotkanie, na którym po prostu gotowało się z dopiero co poznanymi ludźmi przy wielkiej wyspie kuchennej. Pracowaliśmy w grupkach trzyosobowych, które miały za zadanie zrealizować wybrane przez siebie przepisy, by następnie wspólnie całą grupą zasiąść do obiadu przygotowywanego pieczołowicie przez ostatnie 3 godziny. Przeczytaj całość