Na stole sobie stało i pachniało, zazwyczaj w leniwą dla mnie, ciepłą, letnią niedzielę. Zrobione przez nią na 'po obiedzie’ i dopiero 'jak ostygnie’.
Jako dzieci zawsze mówiliśmy o niej 'Babcia pra’, bo prababcie miały inne dzieci, a nasza przecież nie była taka jak inne:) I kiedy myślę o niej to zawsze pamiętam ten zapach zwyczajnego drożdżowego. Pamiętam jak lubiała sobie siedzieć w kwiaciastym, babcinym fartuszku przed domem.I kiedy myślę o tym jak cała rodzina się wówczas do nas zjeżdżała, to to ciasto drożdżowe jakoś zawsze jest elementem tych wspomnień:) Więc dziś będzie na domowo, tradycyjnie. Przeczytaj całość