No i jestem znów na blogu;) Tym razem myślami w kulinarnych miejscach Gruzji :) Generalnie zawsze słyszy się, że jedzenie jest tam dobre i ja to potwierdzam :) W każdym domu, w którym się zatrzymujemy zazwyczaj można dostać za dodatkową opłatą śniadanie, obiad lub kolację. Nam szczególnie podobały się obiadowe kolacje przygotowywane przez panie gospodyni, podczas których można było spędzić czas z gospodarzami i porozmawiać przy toastach z czaczy.
Toasty w Gruzji to rzecz szczególna, niezwykłej rangi. To nie picie typu 'na jedną nóżkę’, a potem 'na drugą’. Toasty gruzińskie, tak jak już pisałam, chwytają za serce, są sposobem na wyrażenie tego, co akurat człowiekowi w duszy gra w danym momencie. Sposobem na poznanie ludzi wokół, gdyż każdy do toastu może się przyłączyć i coś na dany temat powiedzieć. I tak płyną właśnie chwile przy wspólnych posiłkach.
Dużo osób pytało mnie, co jest szczególnego w jedzeniu w Gruzji lub jakie są szczególne zabytki do zwiedzania. Pewnie w tym momencie każdy kto w Gruzji był, coś by znalazł w ramach odpowiedzi. Dla mnie jednak po zastanowieniu najważniejszy był po prostu całokształt:) Mnóstwo chwil z ludźmi, którzy tam mieszkają, pośród pięknych widoków, przy dobrym jedzeniu. Nie polecę Wam jednej potrawy. Powiem za to, że warto pytać Gruzinów, co polecą w danym miejscu albo czy może sami coś gotują i czy można u nich zjeść kolację. U nas ten sposób za każdym razem działał. A żeby poczuć tę szczególną atmosferę, warto pozbyć się ścisłego planu zwiedzania, tylko czasem przenocować gdzieś po prostu dlatego, że nam się podoba widok z okna:) Przejść się na bazar lub zjeść ciepłe chaczapuri na śniadanie, przygotowane dopiero co przez gospodynię, wstającą o świcie w Vardzi. Możliwości jest mnóstwo trzeba je tylko złapać:) Miałam napisać o wszystkim, co kulinarne w Gruzji ale sam bazar zajął mi tu tyle miejsca, że muszę te opowieści podzielić na więcej wpisów;) Dziś zabieram Was na bazar w Kutaisi:)
Pierwszy raz trafiliśmy tam dzięki Kote – właścicielowi Hostelu Kutaisi, o którym już pisałam :) Ogrom warzyw, świeżych ryb, mięs i serów (na tym bazarze nawet ryje świń w mięsnych sklepach są uśmiechnięte!). Domowe wina i czacze. No i oczywiście mnóstwo pachnących przypraw.
Poniżej gruzińskie snickersy:) Czyli tutejsze smakołyki z winogron, orzechów, migdałów – smak różny, ale całkiem nieźle się to żuje :) Warto spróbować i samemu ocenić.
W Gruzji pęczek ziół to właściwie wielki pęk, porównując do tych pęczuszków, które często kupujemy u nas na targach ;)
Dla mnie fantastycznym odkryciem była tzw. swańska sól – sól ze Swanetii – niesamowita mieszanka soli, ziół i przypraw, która za każdym razem smakowała nam inaczej, w zależności od miejsca zakupu;) Bardzo dobra do sałatek i jako dodatek na kanapkę:) A także jako prezent z Gruzji, no bo ile wina można przewieźć w jednym małym bagażu?! Z solą sprawa jest o wiele prostsza;)
Przypraw do wyboru jest mnóstwo, także trzeba wąchać i próbować;)
Uśmiechnięta świnia;)
Poniżej rybki:) Przypomniało mi się właśnie, że Kote zabrał nas też na pyszne piwo (mówię to ja, która nie jestem fanką tego napoju), do którego jako przekąskę przegryzaliśmy małe suszone rybki. Rewelacja:)
Serów wybór przeogromny. Wspaniałe do sałatki, na kanapkę, a przede wszystkim do chaczapuri ;)
Duży wybór orzechów, a także mąki z orzechów włoskich, która u nas raczej nie jest znana. Co do mąki, to muszę Wam się przyznać, że jako maniak wypieków, szczególnie chlebowych, musiałam też przetestować zwykłą pszenną mąkę gruzińską;) No i wrażenie niesamowite! Zrobiłam bardzo pulchniutki chlebek, mąka jest bardzo mięciutka i puszysta. Gdybym mogła to chyba sprowadzałabym ją do Polski ;)
Ciekawym odkryciem dla mnie była także wielka różnorodność wszelkich ziaren fasoli. Nie wiedziałam, że można kupić także kolorową fasolę w różne plamki i ciapki;)
Lokalny miód:)
Na bazarze roznosi się też zapach świeżej kawy, którą sprzedawca może dla nas zmielić:)
To chyba tyle z mojej fotograficznej relacji z wizyty na bazarze. Ciekawych obiektów do fotografowania było oczywiście o wiele więcej, ale chciałam się aż tak bardzo nie rzucać w oczy biegając po targu z aparatem;) Bo niby po co ktoś tam tak biega i zdjęcia cyka?;) Następnym razem postaram się napisać jeszcze o tym, co tam jedliśmy;) Zawsze było pysznie. A w planach szykuje się już kolejna wyprawa gdzieś na wschód;)