Ostatnio znów wróciłam do pieczenia chlebów, odświeżyłam zakwas i działam. Miałam chwilę przestoju i sporadycznie piekłam po prostu drożdżowe bułki lub chleby, ale to nie to samo i tęskniłam do tego, co dobre, nie mogąc absolutnie patrzeć na gumowate pieczywo ze sklepu, które nawet zapach miało jakiś taki sztuczny. A jak już jest domowy chleb, to potrzeba do niego odpowiedniej oprawy. Jako wielbiciele chlebowych past wszelakich często próbujemy czegoś nowego. Tym razem padło na pastę słonecznikową, która rzucała mi się w oczy już od jakiegoś czasu zarówno w książce Marty Dymek „Jadłonomia”, jak i Sarah Britton „My new roots”. Wieczorem zamoczyłam słonecznik, a dziś razem z Anielką spałaszowałyśmy prawie wszystko (no dobra, głównie ja…) zostawiając jakąkolwiek przyzwoitą część dla męża na kolację;)
Taka pasta smakuje bardzo dobrze solo na kanapce, ale możecie ją także urozmaicić dodając na wierzch, np: ogórka kiszonego, posypkę dukkah (pyszna! ale o tym innym razem), cebulę, oliwki, kapary, anchois, świeży szczypiorek – co tylko lubicie! Byle nie wszystko na raz ;)
Przepis na podstawie M. Dymek „Jadłonomia” – w oryginale była szklanka słonecznika, ja dałam mniej, a inne składniki dopasowałam do swoich upodobań.
Składniki:
– 1/2 szklanki słonecznika namoczonego przez noc w zimnej wodzie lub przez godzinę w gorącej wodzie
– 3 suszone pomidory
– 1/2 ząbka czosnku
– 1 łyżka posiekanego koperku
– 1 łyżka posiekanej pietruszki
– 2 łyżki soku z cytryny
– sól, pieprz
– ew. 2 łyżki wody (dla rzadszej konsystencji)
Przygotowanie:
Słonecznik odcedzić i przepłukać. Zmiksować blenderem wraz z pozostałymi składnikami na gładką masę lub z grudkami – w zależności jak wolicie. Na końcu powoli dolewać wodę, aż pasta słonecznikowa stanie się bardziej kremowa.