Mieliśmy tygodniowy plan zwiedzania Gruzji. Zarezerwowaliśmy tylko noclegi w dzień przylotu i wylotu – w Kutaisi. Resztę przydatnych adresów spisałam na kartce, gdyż coś podpowiadało mi, że Gruzja to nie kraj, gdzie wszystko mam dopinać od A do Z, tak jak zwykle to robiłam podczas naszych wyjazdów. Podświadomie czułam, że tu życie działa trochę inaczej i to całe swoje planowanie mogę schować do kieszeni, gdyż na pewno ten kraj zaoferuje mi coś lepszego niż sama bym to sobie wymyśliła. Nie pomyliłam się.
Z lotniska w Kutaisi złapaliśmy stopa i szybciutko dostaliśmy się do centrum. Potem pojawiliśmy się w naszym hostelu u Kote – i tu już pierwsze zdziwienie, słowa Polaków, którzy też dopiero co przylecieli.
– To wy jesteście tymi, na których czekaliśmy z Kote na lotnisku. Czemu nie przyszliście?
– Przecież pisałam do Kote, że sami przyjedziemy z lotniska…
Na to wszytko słyszę odpowiedź Kote (gruzińskiego właściciela hostelu).
-No przecież jak już byłem na lotnisku, to chciałem Was zabrać. Widziałem Was nawet i tak myślałem, że to Wy – nasi ludzie, ale gdzieś pognaliście dalej.
Poczuliśmy chyba oboje z mężem w tym momencie jednocześnie trochę zażenowania, ale też miłego zaskoczenia – gruzińska gościnność i troskliwość na samym wstępie naszej podróży.
Idziemy zwiedzać katedrę Bagrati, nagle jakiś samochód obok nas zatrzymuje się w miejscu z piskiem opon. W środku siedzi Kote, i jeszcze dwie osoby. Zza kierownicy macha do nas Polka: „Hej, od razu Was poznałam! Jedziecie z nami na bazar?! Chodźcie, wsiadajcie!”. Znów zaskoczeni, nie bardzo wiedząc, co dzieje się wokół nas, pędzimy z Luśką samochodem przez Kutaisi wprost na bazar. Za chwilę biegam z gruzińskimi kwiatami od Kote w rękach i dziwię się ogromnej różnorodności produktów na bazarze. Ryby pachną świeżością! Pęki ziół piętrzą się na stołach sprzedawców, a mnogość kolorów przyciąga wzrok w każdą stronę. Co chwilę czuję coś innego, warzywa, przyprawy, słodkości, świeżo mieloną kawę. O bazarze chyba zrobię osobny wpis;)
Chwila na bazarze nie była jednak długa. Za moment lądujemy gdzieś w innej części miasta i pijemy lokalne pyszne piwo (mówię to ja, która normalnie raczej się krzywię na piwo), zagryzając do niego suszone, słone rybki. Niesamowite. Niech to trwa.
Wszystko dzieje się tak szybko, jakbyśmy oglądali jakiś film. Zwiedzamy jednak katedrę Bagrati.
Chwilę później jedziemy jeepami przez wzgórza i las, podziwiamy zachód słońca, tam gdzie turystów nie ma, gdzie po prostu powoli płynie życie na gruzińskiej wiosce. Momentami spoglądając w dół na przepaści pod nami żegnam się z życiem – myśląc o centymetrach, które dzielą nasz samochód od nich. Zjadamy pyszną sałatkę z pomidorów, ogórków i sera, doprawiamy to wszystko swańską solą i cieszymy się chwilami z grupą polskich nieznajomych, którzy w mgnieniu oka stali się nam bliscy.
Wieczór upływa wśród toastów, które wygłasza Kote. Często wzruszające i smutne, chwytające za serce. Bo w Gruzji nie pije się na raz, nie ma szybkiego na zdrowie i do dna. Tam to, co jest w sercu, musi znaleźć się w kielichu. I to są toasty. Niezapomniane, podczas których ludzie stają się tak szczerzy i otwarci, mówią o tym, co dla nich ważne, o tym, co jest wewnątrz. Z serca do kielicha.
W międzyczasie grają dla nas w hostelu na bongosie fantastyczni 11-letni bliźniacy – Kuka i Luka. Grają tak lekko i rytmicznie, tak niesamowicie, że mogłabym słuchać tych uderzeń przez wiele godzin. Oni swoje serce wyrażają w tej grze. Zdobyli nasze serca już wtedy rozbrajającymi uśmiechami i tą energią wkładaną w muzykę. Strasznie za nimi tęsknimy teraz!
Dzień kończymy w gruzińskiej knajpie jedząc lokalne chinkali (pierogowe sakiewki wypełnione najczęściej mięsem z rosołkiem) – oczywiście wraz z Kote i fantastycznymi Polakami, którzy przylecieli tego samego dnia. Zastanawiam się, jak to wszystko się stało, że przeżyliśmy tyle niesamowitych chwil w ciągu kilku godzin – zaskoczeń, wzruszeń, radości i gościnności. A to dopiero pierwszy dzień naszej podróży:)
Na końcu pozwolę sobie pozdrowić serdecznie wszystkich, których spotkaliśmy w Kutaisi! Szczególnie Luśkę wraz z jej ekipą – szacun wielki za Twoją jazdę!:)
Zachęcam Was też do skorzystania z noclegu w hostelu u Kote!:) Tutaj link do jego strony: http://hostelkutaisi.wordpress.com/
Dziękujemy Kote za ten wspaniały polsko-gruziński czas i zapraszamy do Krakowa teraz!
9 komentarzy
Wojtek
2 kwietnia, 2014 at 9:18 amfajnie opisana przygoda, przymierzam się od jakiegoś czasu na wypad do Gruzji i Twoja opowieść będzie dla mnie inspiracja
rudatarnowska
2 kwietnia, 2014 at 2:19 pmByłam u Kotego i muszę przyznać, że swój pobyt dokładnie tak bym opisała. Gruziński chaos to to co kocham <3
Piotr
2 kwietnia, 2014 at 9:34 pmByłem chyba tam z Wami. Pamiętam ten koncert tych dwóch chłopców,wzruszające toasty Kotego i nocny wyjazd na Chinkali.
Pozdrawiam. Moje zdjęcia czekają dopiero na twardym dysku. Pozdrawiam
Klaudia
2 kwietnia, 2014 at 9:35 pmNiesamowite!:) Cieszę się bardzo, że tu trafiłeś :) Pozdrawiam serdecznie:)
Alicja i Paweł
10 stycznia, 2015 at 2:33 pmMy też tam byliśmy:))) – (małżeństwo z Zielonej Góry, a od miesiąca już z Gliwic:). Klaudio, prowadzisz świetny blog! Ciasto czekoladowe – 'snikers’ wyszło mi wspaniale (nie chwaląc się:), teraz przymierzam się do torcika marchewkowego na urodziny naszego malucha. Serdecznie pozdrawiamy i życzymy wielu świetnych przepisów, z których mam nadzieję skorzystać w przyszłości:)
Klaudia
12 stycznia, 2015 at 8:38 pmBardzo Wam dziękuję za tak ciepłe słowa!:) Cieszę się niezmiernie, że ciasto wyszło, akurat robiłam je dwa dni temu ponownie ;) A za Gruzją już tęsknię i chyba się z niej już nie wyleczę;) Pozdrawiam serdecznie!
basia i wacek
23 lutego, 2016 at 6:09 pmpozdrawiamy was serdecznie. Razem podrozowalismy po Gruzji. Milo Was tu bylo odnalezc. W kwietniu znow tam lecimy. Tym razem moze w inne rejony. Tak gdzies zauroczyl nas ten kraj i ci ludzie. Fajnie teraz powspominac . Duzo dobrego wam zyczymy. Basia i Wacek z Gorlic
Klaudia
23 lutego, 2016 at 6:12 pmAle super! Dziękuję za komentarz i życzę Wam udanej podróży, tęsknimy za Gruzją!!!
basia i wacek
23 lutego, 2016 at 6:15 pmTaki ten swiat jest mamy. Kto by pomyslal ze mozan sie odnalezc. Tez za gruzja tesknimy. Za tym niepowtarzalnym klimatem. Jak macie jakis kontakt z Alicja i Piotrem to prosze pozdrowcie. Jeszcze raz duzo dobrego zyczymy!!!