To ciekawe, jak często tworzymy sobie pewne obrazy o ludziach w głowie. Uśmiecham się sama do siebie, gdy myślę jak wiele osób mówiło mi, że muszę mieć dużo czasu, żeby TYLE gotować, no i do tego jeszcze blog, studia, praca… A jeśli już w najgorszym wypadku mam tyle tego czasu wolnego, co mój rozmówca, to po prostu dysponuję jakimś nadprzyrodzonym talentem organizacyjnym albo wspaniałą kuchnią, która aż się prosi o gotowanie;) Koniec z mitami:)
drożdżowe
Na stole sobie stało i pachniało, zazwyczaj w leniwą dla mnie, ciepłą, letnią niedzielę. Zrobione przez nią na 'po obiedzie’ i dopiero 'jak ostygnie’.
Jako dzieci zawsze mówiliśmy o niej 'Babcia pra’, bo prababcie miały inne dzieci, a nasza przecież nie była taka jak inne:) I kiedy myślę o niej to zawsze pamiętam ten zapach zwyczajnego drożdżowego. Pamiętam jak lubiała sobie siedzieć w kwiaciastym, babcinym fartuszku przed domem.I kiedy myślę o tym jak cała rodzina się wówczas do nas zjeżdżała, to to ciasto drożdżowe jakoś zawsze jest elementem tych wspomnień:) Więc dziś będzie na domowo, tradycyjnie. Przeczytaj całość
Raczej nie należę do osób, które lubią śniadania na słodko, no czasem się zdarzy, ale to już baaardzo wyjątkowo. Za to te maślane bułeczki z migdałową kruszonką zajadane z dżemem truskawkowym, który dostałam od taty i popijane kubkiem mleka sprawiły, że mój czas na chwilę się zatrzymał. Przypomniałam sobie jak to było mieć codziennie ciepłe pieczywko, które tata przynosił rano wracając z pracy z piekarni. Jak to było nie wiedzieć, że może być inaczej:) I tak właśnie wyglądał mój poranek na słodko. W nadzwyczajnie zwolnionym tempie.